piątek, 23 maja 2014

Rozdział III

-Dzień dobry, jak cię tu dawno nie było - powiedziała moja trenerka kiedy ja byłam wgapiona jak Donner je siano.
- Dzień dobry! Dla mnie te 5 dni to wieczność! Na którym dzisiaj będę jeździć?
- Na Blitz'ie.
- Jak dawno na nim nie jeździłam... - Powiedziałam podchodząc do boksu Blitza i głaszcząc go po pysku. Blitz to brat Donnera, co za tym idzie, też koń rasy fryzyjskiej.
-Czyli najpierw trening ujeżdżeniowy. A potem skokowy na twojej kochanej Zafirze.
- Będzie dzisiaj fajny dzień. -Powiedziałam uśmiechając się.
Wzięłam Blitz'a z boksu i przywiązałam go do stanowiska. Zdjęłam mu kantar, założyłam ogłowie, potem siodło i wreszcie mogłam iść na ujeżdżalnie.
- Ok, więc najpierw wyrównaj strzemiona i dociśnij popręg.
- Już.
Wjechałam na ścianę ujeżdżalni, oczywiście najpierw było 10 minut stępa i potem kłus ćwiczebny i anglezowany itd. Już skończył się trening ujeżdżeniowy, więc wsiadłam na Zafirę, którą już przygotowała mi trenerka. Wyrównałam strzemiona, ale były o wiele krótsze niż w ujeżdżeniu. Na parkurze było ustawione 7 przeszkód, miały do około 90-100 cm. Mój rekord to 130 cm, więc nie robiły na mnie dużego wrażenia. Zaczęłam od spokojnego galopu, bo Zafira była już rozgrzana. Zaczęłam skakać. Pojechałam trochę szybciej i już wczułam się w rytm, kiedy przeskoczyłam pierwszą przeszkodę. Po chwili zobaczyłam, że trenerka ustawiła wyższe przeszkody.
-Ile ma najwyższa przeszkoda?
- Około 145. Twój życiowy rekord.
Trenerka, pani Basia się do mnie uśmiechnęła, a ja się odwdzięczyłam. Podjechałam z Zafirą pod każdą przeszkodę na parkurze, żeby się z nimi oswoiła. Nie bała się na szczęście żadnej, więc zaczęłam skakać. Po treningu poszłam z Zafirą do jej boksu. Miałam jej zaufanie, więc mogłam sobie na to pozwolić. Jak już skończyłam zdejmować jej siodło, ogłowie itd. zadzwoniła komórka, ale ja nie odebrałam, bo miałam wyciszony telefon, żeby konie się  nie spłoszyły. Okazało się, że to ciocia, która nagrała mi się, że już po mnie jedzie pod szkołę, z zajęć...

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział II

Wymyśliłam, że będę chodzić do stajni, tak żeby ciocia się nie dowiedziała... Już dojechałyśmy do domu, więc szybko poszłam na górę, do swojego pokoju. Musiałam pomyśleć. Pomyśleć nad tym co powiedzieć cioci, kiedy pójdę do stajni. Gdzie wtedy mam dla niej być? Na weekend miałam łatwe wytłumaczenie- spotykam się z dziewczynami. Właśnie! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? Muszę zadzwonić. Albo lepiej nie, wyślę im SMS-a, żeby weszły na Skype.
-Cześć, musicie mi pomóc.
-Hej, co się stało? - odpowiedziały chórem, jakby miały scenariusz i wiedziały kiedy, co dokładnie powiedzieć.
- Jak wiecie, przez następne, prawie pół roku, będzie się mną zajmowała ciocia. Ale ona nie pozwala mi jeździć konno!
- No już, ochłoń trochę, pewnie wystarczy z nią tylko porozmawiać.
- Nie Ania, to nie takie łatwe... Już próbowałam. Ale mam inny pomysł.
- Jaki znowu? -Znowu odpowiedziały chóralnie, zastanawiam się czy na pewno nie mają wyćwiczonych tekstów.
- Będę chodzić do stajni tak, żeby ciocia się o tym nie dowiedziała. Tylko nie wiem co jej powiedzieć, ona ma myśleć, że jestem gdzie indziej niż w stajni. Ale musi być wiarygodnie.
- Może powiedz, że jesteś na jakichś zajęciach. -Nina zawsze ma jakiś pomysł (nie zawsze dobry, ale ten wydawał się idealny).
- Ale jakich zajęciach? -Odpowiedziałam bezsilnie
-Może sportowych, które będą się odbywać np. w naszej szkole. Przecież jesteś dobra w biegach. Możesz mówić, że zajęcia są niecałą godzinę po zajęciach plastycznych, a jeszcze musisz się przebrać, zajęcia mogą trwać dwie godziny, ale jeszcze się musisz przebrać, wtedy wrócisz ze stajni pod szkołę, a tam odbierze Cię ciocia.
- Dzięki! Papa.
- Pa!
Wyłączyłam laptop, poszłam do łóżka i byłam zadowolona z siebie, że wreszcie mam plan. Zasnęłam licząc konie przeskakujące przeszkody. nie trudno było mi je sobie wyobrazić, w końcu widziałam takie milion razy, na dodatek, mam nad łóżkiem czarną, dużą naklejkę konia. Następnego dnia, rano zadzwoniłam umówić się na jazdę. Wszystko, co do minuty się zgadzało, wreszcie trening na moich kochanych koniach. W drodze do szkoły powiedziałam cioci, że zapisałam się na treningi w szkole. Ona na szczęście mi uwierzyła.
Po zajęciach plastycznych, szybko ubrałam kremowe bryczesy, sztyblety, czapsy i kurtkę jeździecką, toczek, który był schowany głęboko w plecaku wzięłam pod rękę i szybko poszłam do stajnie, miałam tam niecałe pięć minut. Gdy weszłam do stajni wszystkie konie przywitały mnie rżeniem. Wreszcie... -zaszeptałam pod nosem...

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział I

Dla mnie konie i jeździectwo to już coś więcej niż pasja. To coś... coś takiego czego po prostu nie da się opisać. Niestety, nie wszyscy to rozumieją...  Na przykład moja ciocia, która się mną zajmuje, bo moi rodzice wyjechali na 5 miesięcy za granice. Coś czuję, że to będzie najdłuższe pięć miesięcy mojego życia. A dlaczego? Bo moja ciocia nie pozwala mi jeździć konno! Muszę teraz chodzić po 2 godziny dziennie do szkoły muzycznej, a potem jedną godzinę do plastycznej... Znaczy zawsze tak było, ale wtedy mi się nie zdawało to tak dużo, bo zawsze jak skończyłam zajęcia muzyczne jechałam na dwugodzinny trening jeździecki, godzinę skokowy i godzinę ujeżdżeniowy na Zafirze i Donnerze lub Onyksie, moich ulubionych koniach, które niestety nie były moje. No cóż, trzeba będzie wytrzymać... Na szczęście mam przyjaciółki, które przynajmniej na chwilę mnie rozweselą. Jest jeszcze Lajla, mój kochany pies.
Dzień po wyjeździe moich rodziców, był piątek, mój ulubiony dzień, bo zawsze z piątek jechałam na kilkogodzinny teren z moim trenerem i koleżankami ze stajni, ale... O nie! Zapomniałam w tamten piątek był mój ostatni teren na następne 5 miesięcy... Mogłam poprosić, żebyśmy, na przykład spali w stajni i z samego rana kontynuowali teren, ale już za późno. Trudno. Widocznie tak musiało być. Ale dlaczego ja nie umiem się z tym pogodzić? Ja nie umiem przestać o tym myśleć... Ok, muszę już iść do szkoły. Pojechałam więc z moją ciocią, ale ja w aucie myślałam tylko o jednym. 
-Emi, jesteś chora? Zawsze dużo ze mną rozmawiasz...
-Nie, po prostu się zamyśliłam. Ładna pogoda, prawda? (Narzuciłam jakikolwiek temat) 
-Haha
-Myślałam z czego ciocia się tak śmieje, ale byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, że pada deszcz.
-Twój przystanek. 
-Zażartowała ciocia stając przy szkole. 
-Pa, do zobaczenia.
-Pa.
Gdy weszłam do szkoły od razu zauważyłam, że już czekają na mnie Zuzia, Jagoda i Julka. 
Szybko poszłyśmy na lekcje.
Po 6 godzinach w szkole wreszcie byłam wolna. Dziewczyny pytały się mnie co dzisiaj robię, chciały się umówić na noc. Powiedziałam, że idę z ciocią do sklepu. Tak naprawdę to po prostu chciałam pomyśleć. Pomyśleć nad tym jak przekonać ciocię żebym mogła jeździć.Oczywiście jeszcze musiałam iść na zajęcia muzyczne i plastyczne. Na muzycznych nic mi nie wychodziło, a na plastycznych mogłam namalować pracę dowolną. Nikt by nie uwierzył co namalowałam... Trzy konie pasące się na trawce, były to oczywiście Zafira, Donner i Onyks. Gdy wracałam do domu, poruszyłam z ciocią temat koni. Gdy tylko powiedziałam "ciooociu" i zabłyszczały mi się oczy, ona już wiedziała, że chodzi mi o konie. Od razu powiedziała NIE. Całą drogę do domu słuchałyśmy w aucie Bastille, Of Monsters And Man, Ed'a Sheeran'a i nic nie mówiłyśmy.
Wiedziałam, że ciocia tak łatwo się nie ugnie więc wymyśliłam inny sposób...